wtorek, 8 sierpnia 2017

Ponieważ poprzedni post fotelikowy wywołał falę krytyki i oburzenia (w sumie to całkiem spodziewanego), to tym razem kilka słów wyjaśnienia, skąd moja opinia, że dziecko i auto to niekoniecznie dobre połączenie.

Zacznijmy od tego, że absolutnie nie krytykuję chęci pokazywania dzieciom świata. Jestem wręcz jak najbardziej za. Podróże kształcą, uwrażliwiają, pokazują wiele różnych stron i obliczy naszej planety, nota bene bardzo pięknej. Sama lubię jeździć w różne miejsca, w dodatku lubię jeździć z dziećmi (o ja hipokrytka 😉). Po prostu nie lubię długich tras autem, o! I wiecie co? Moje dzieci też nie. Wytrzymują w aucie ciurkiem godzinę, ni mniej ni więcej, potem zaczynają się nudzić i kręcić. Kiedyś myślałam, że to jakiś kryzys, może skok rozwojowy, jakiś kaprys lub problemy z integracją sensoryczną. Po wnikliwym badaniu okazało się jednak, że z moimi dziećmi jest wszystko w najlepszym porządku. One po prostu dają głośno znać, że coś nie gra, że po godzinie siedzenia w fotelikach po prostu mają dość i bezdyskusyjnie potrzebują wypuszczenia z samochodu i to nie na 5 minut ziewnięcia i rozprostowania kończyn. Niezbędna jest im porządna przerwa w jeździe.

Trochę na ten temat poczytałam, trochę zasięgnęłam języka u fizjoterapeutów i ortopedów mniej i bardziej znanych. Na temat siedzenia w foteliku wszyscy mają podobne zdanie - konieczne są przerwy, dużo przerw i tak częste jak to możliwe i wykonalne. Oczywiste jest, że jadąc 1000 km nie będziecie się zatrzymywać co godzinę, bo trasa zajmie Wam ładne pare dni. Nie jest jednak najlepszym pomysłem jechać ciurkiem 6-7 h, byle było szybciej. I nie, to nie żart i wcale nie jest takie oczywiste. Mam kuzynkę, która raz w miesiącu jeździ ze swoją ekipą z Anglii do Polski. Zawsze w nocy i zawsze bez zatrzymywania. Miesiąc w miesiąc, w te i z powrotem. To jej przykład wyrobił we mnie opinię, że auto to nie miejsce dla dziecka. Niemowlę wożone przez tyle godzin nawet w najlepszej łupince może mieć później spore problemy z kręgosłupem (może, nie musi, każde dziecko jest inne), każdy fizjoterapeuta powie Wam to samo. 

No dobra, przyznaje, moje dzieci to jeszcze małe szmyrtki. Jak będą starsze to pewnie łatwiej będzie pokonać z nimi dłuższą trasę. Na chwilę obecną cieszy mnie to, że w promieniu 100 km od domu mam całą masę atrakcji i nie muszę jechać z nimi nigdzie dalej. Jak mi się zamarzy to niespełna godzinę jazdy od domu mamy lotnisko. Latać lubimy 😉. W samolocie można wstać prawie zawsze gdy się chce😉, można siedzieć u mamy na kolanach i zaczepiać Panie stuardessy 😉. No i do samolotu można tez wziąć fotelik. Co prawda nie każdy, musi mieć on odpowiednią homologację, ale opcja jest. A wtedy nie dosyć, że jest fajnie to jeszcze wygodniej. Chociaż moje dziecięcia zgodnie twierdzą, że na mamie najlepiej 😁.

Dalekich podróży !

PoCoKomuMatka

Dziecko w aucie

Za ten post to mi się pewnie oberwie. Ba! Nawet na pewno mi się oberwie i to w dodatku z hukiem, ale muszę go popełnić, bo nie byłabym sobą. Zacznę od wyznania - jestem terrorystą fotelikowym, strasznym, potwornym i działającym ludziom na nerwy (najbardziej to chyba mojemu mężowi, ale widziały gały co brały, więc SORRYYYY ;P ). Osobiście uważam, że auto to nie miejsce dla dziecka. Pomijając już oczywistą oczywistość, że wypadków samochodowych w naszym kraju nie brakuje, to bądźmy szczerzy - ile można siedzieć zapiętym bez możliwości większego manewru w tym cholernym samochodzie? Jasne, ileż można siedzieć w jednym nudnym mieście czy też na kochanej wichurze. Czasem fajnie gdzieś pojechać, coś zwiedzić i w ogóle, ale kilka tysięcy kilometrów jednym tchem w aucie to za dużo nawet jak na dorosłych, a co dopiero malucha. Po łbie obrywam jak się tylko odezwę, bo przecież "jeździmy tylko gdy dziecko śpi", albo "przecież zawsze tak jeździliśmy, dziecko nie jest żadnym ograniczeniem". Zawsze w takiej sytuacji pozostaje mi powtarzać - róbcie przerwy, tak dużo jak to sensownie możliwe. Dzieci będą Wam za to wdzięczne. Wasze kręgosłupy i pośladki również ;).

Najważniejsza sprawa w przypadku wożenia dzieci, bez względu na to czy mówimy o tysiącach kilometrów czy tylko o wypadzie po bułki, to odpowiedni sposób "zainstalowania" rzeczonego delikwenta w samochodzie. Ręce mi opadają, gdy słyszę historie o przewożeniu kilkulatka, czy (o zgrozo) niemowlęcia na kolanach. Poważnie? Już chcecie temu dziecku życie odebrać? Przecież wystarczy bardzo gwałtowne hamowanie i dzieciak ma głowę wbitą w szybę. Argument "przecież nic się nie stanie, bo to blisko" jest tak bzdurny, że głowa boli. Wiecie ile wypadków zdarza się tuż za rogiem? Co z tego, że Ty jesteś dobrym kierowcą, skoro nie wiesz kto jedzie z naprzeciwka? Ile razy widziałeś kierowcę robiącego slalom gigant na drodze? Albo takiego , który wyprzedza na trzeciego? Chciałbyś , żeby Twoje dziecko było w tym "trzecim" aucie niezabezpieczone? Skoro nie masz wpływu na innych kierowców, to zrób przynajmniej tyle, ile możesz i zabezpiecz swoje dziecko.

W Polsce według prawa jest obowiązek przewożenia dzieci w fotelikach (lub innych urządzeniach przytrzymujących) do osiągnięcia przez nie wzrostu 150 cm, z pewnymi wyjątkami. Reguluje to Kodeks Drogowy - Rozdział 5 , Oddział 1, Art.39, od pkt 3. Dla leniwych i zdesperowanych -->  tutaj. W ustawie możemy wyczytać:


3W pojeździe [...] dziecko mające mniej niż 150 cm wzrostu jest przewożone, z wyjątkiem przypadku, o którym mowa w ust. 3b, w foteliku bezpieczeństwa dla dziecka lub innym urządzeniu przytrzymującym dla dzieci, zgodnym z:
  • masą i wzrostem dziecka oraz
  • właściwymi warunkami technicznymi określonymi w przepisach Unii Europejskiej lub w regulaminach EKG ONZ dotyczących urządzeń przytrzymujących dla dzieci w pojeździe.


3a. Foteliki bezpieczeństwa dla dziecka oraz inne urządzenia przytrzymujące dla dzieci są instalowane w pojeździe, zgodnie z zaleceniami producenta urządzenia, wskazującymi, w jaki sposób urządzenie może być bezpiecznie stosowane.


Całkiem uzasadnione więc jest otrzymanie mandatu za głupotę w tym przypadku. W sumie dla bezpieczeństwa dziecka uzasadnione jest też wezwanie policji, gdy się taką sytuację widzi. To już pozostawiam do przemyślenia,.

Skoro już wiadomo, co mówi prawo, to teraz słów kilka o rzeczonych fotelikach i urządzeniach przytrzymujących. O tych drugich za wiele powiedzieć nie mogę, bo osobiście uważam, że wożenie dziecka na poddupniku jest bez sensu, bo to coś nic nie chroni. No właśnie  nadrzędnym, podstawowym i najważniejszym zadaniem tego cuda zwanego fotelikiem jest OCHRONA ! Nie wygoda, nie zapewnienie pozycji do spania, nie walenie po oczach postaciami z bajek i nie przytrzymywanie butelki z piciem i zabawek! Nie nie nie! Fotelik ma ni mniej ni więcej tylko zapewnić dziecku bezpieczeństwo w trakcie wypadku. Nawet w ustawie napisane jest jak byk FOTELIK BEZPIECZEŃSTWA! Chcemy chronić swoje dzieci jak umiemy najlepiej, zabraniamy wspinania się po drzewach i biegania po betonie (no dobra, ja nie zabraniam, taki ze mnie wyrodny rodzic), a do samochodu pakujemy fotelik z marketu, bo "przecież skoro jest dopuszczony do sprzedaży to musi być ok". A guzik prawda! Nie musi. Jak to? Ano proszę bardzo -> Jeżeli kiedykolwiek wybieraliście fotelik pod kątem bezpieczeństwa to pewnie rzucił Wam się w oczy chociaż raz skrót ADAC. Jest to niemiecki automobilklub, który między innymi przeprowadza crash testy z udziałem fotelików dla dzieci. Ostatnio bardzo głośno było o testach fotelików Recaro Optia, gdzie fotelik podczas zderzenia odłączył się od bazy. Dla odważnych -> tutaj można sobie podejrzeć jak to wyglądało. Fotelik został dopuszczony do sprzedaży jeszcze przed wzięciem udziału w teście. Chciałbyś, aby Twoje dziecko w nim jechało? No właśnie. Na szczęście Recaro bierze odpowiedzialność za swoje produkty i już uruchomiło akcję wymiany wadliwych fotelików. To jest jednak dowód na to, że sama homologacja nie daje zupełnie żadnej gwarancji, że fotelik jest bezpieczny. Warto spojrzeć też na wyniki testów, by przynajmniej przypuszczać, jak fotelik zachowa się w razie wypadku.

Pamiętajcie tylko, że ADAC przyznaje gwiazdki nie tylko za bezpieczeństwo, więc ogólna ocena to tylko wypadkowa. Sprawdzajcie więc szczegółową ocenę - dane dostępne na stronie ADAC (strona niemiecka, ale w większości  można znaleźć dane przetłumaczone na angielski), a najlepiej wybierzcie się do PORZĄDNEGO sklepu z fotelikami. Jest ich w Polsce na szczęście coraz więcej. Nie mówię tu o sklepach z artykułami dla dzieci, chociaż i tam często foteliki się znajdują. Chodzi o takie miejsce, gdzie sprzedaje się foteliki i tylko foteliki, ewentualnie wózki (czasem idzie to w parze), gdzie sprzedawcy wiedzą co robią i znają produkty znajdujące się półkach, ale przede wszystkim, gdzie każdy zaproponowany przez Was czy przez nich fotelik przymierzą Wam do auta. Szok! Nie każdy fotelik pasuje do każdego auta :D! Nawet więcej, wiele fotelików do różnych aut nie pasuje, bo kanapa nie taka, bo pochył kiepski, bo zagłówki, bo schowki czy podłokietniki, bo każde auto jest inne i każde dziecko jest inne. Tak jak nie warto kupować butów bez mierzenia, tak samo kiepskim pomysłem jest kupowanie fotelika bez sprawdzenia czy wszystko pasuje. Znam kilka sklepów, gdzie są ludzie z powołaniem i na prawdę chcą zadbać o bezpieczeństwo dzieci w aucie. Wśród nich jest między innymi Osiem Gwiazdek i Tylem.pl .W tych miejscach możecie mieć pewność, że dobiorą Wam najlepszy fotelik jaki będą mogli bazując na budżecie, wieku dziecka i samochodzie. Nie są to oczywiście jedyne dobre sklepy z fotelikami. Jeśli macie wątpliwości co do sklepu w Waszej okolicy najlepiej zadzwońcie i zapytajcie, czy przymierzą Wam fotelik do auta. Jeżeli nie - szukajcie dalej. To zbyt ważny temat, by tracić czas na sprzedawców, którym zależy tylko na marży.

Jeszcze jedna MEGA MEGA WAŻNA sprawa - noworodki i niemowlęta przewozimy TYŁEM DO KIERUNKU JAZDY. To nie jest widzi mi się czy jakaś moda. Popatrzcie na te małe istoty - ich głowy są ogromne w stosunku do reszty ciała, a kręgosłupy kruche jak zapałka. Jeśli jakaś duża siła szarpnie taką główkę do przodu w momencie gdy ciało jest przytrzymane pasami - na mur beton po kręgosłupie. Ja wiem, że są też uderzenia w tył i boczne, ale największe szarpnięcia a przy tym najniebezpieczniejsze sytuacje dla takich dzieci to jednak zderzenia czołowe. To w takim przypadku następuje natychmiastowe wytracenie niemałej zwykle prędkości samochodu. Auto staje, a nasze ciała wciąż "chcą poruszać się" w nadanym kierunku. Ile razy widzieliście osobę po wypadku z kołnierzem na szyi? Dziecku ten kołnierz prawdopodobnie nie będzie już potrzebny. To właśnie z tego powodu pierwsze foteliki grupy 0 (te od 0 do 9/10/13 kilo) są montowane tyłem i tylko i wyłącznie tyłem. W każdej instrukcji jest to zaznaczone. Nie ma możliwości zamontowania go przodem, by żadnego rodzica ta opcja nie kusiła. Niestety nadgorliwych i pomysłowych nie brakuje i nie raz już widziałam próby zamontowania na najróżniejsze sposoby takiej "łupinki". Pamiętajcie, że użycie produktu niezgodnie z jego instrukcją i przeznaczeniem jest potencjalne niebezpieczne, zwłaszcza w tym przypadku. Naprawdę chcecie ryzykować życiem swojego dziecka? Aż tak Wam jest wszystko jedno?


c.d.n. 


Bezpiecznej drogi!

PoCoKomuMatka



poniedziałek, 7 sierpnia 2017

Niezawodny sposób na usypianie

A gdybym Wam powiedziała , że znam magiczny sposób na zasypianie dzieci, który działa właściwie w 100%? A gdyby do tego ten sposób działał tez na płacz , rozdrażnienie i wszelkie bolączki z dziećmi ? A najlepsze w tym wszystkim jest to, że sposób ten działa nie tylko na dzieci. Czy domyślacie się już, o czym mowa ?
No dobra, przyznaje się , że trochę przesadziłam, ale wcale nie tak bardzo jak mogłoby się wydawać. Gwarantuję Wam, że większość zdrowych dzieci, gdy są zmęczone zaśnie Wam w ramionach. Dlaczego? Odpowiedź jest banalnie prosta - jesteście ciepli i dajecie poczucie bezpieczeństwa ;). A przy okazji bicie serca działa jak najlepsza na świecie kołysanka. Tulenie dziecka tworzy z nim bliskość, jest czymś, co trzeba uskuteczniać tak często jak tylko się da. Pewnego dnia te małe diabliki nie będą się już chciały tulić, a nam będzie bardzo smutno, że tak szybko z tego wyrosły. Pół biedy, jeśli mamy poczucie, że wytuliliśmy je za malucha, co jednak gdy pozostanie poczucie utraconego czasu?

Dzieci mają swoje prawa i potrzeby. Te drugie ogłaszają często bardzo głośno... właściwie to bardzo często i bardzo głośno 😁. Oprócz tego, że bywają głodne i chcą by zmienić im pieluchę mają jeszcze jedną niezmiernie ważną potrzebę, nie wiem czy nie najważniejszą - potrzebę bliskości. Każdy normalny człowiek ją ma, nawet jeśli próbuje udawać, że jest inaczej. Wszyscy czasem potrzebujemy się do kogoś przytulić czy chociaż z kimś pobyć, tak po prostu. Sprawia nam to dziwną nieokreśloną przyjemność. Niby oczywiste, niby każdy gdzieś tam zdaje sobie z tego sprawę, a jednak... no właśnie. Znacie ten sposób usypiania dzieci, gdzie zostawia się drącego się w niebo głosy brzdąca samego w łóżeczku w pokoju na coraz dłuższy czas? Ta metoda nazywa się bodajże 3-5-7, chociaż nie wiem jak się mają te numerki do samej metody, bo zwykle jest to zostawianie na 5; 10 i 15 minut. Wyobrażacie sobie?! Niemowlę przerażone światem zostawione samo ze swoim płaczem na 15 minut?! Dla niego to przecież cała wieczność. Z resztą niech mi ktoś wyjaśni po jaką cholerę to robić?

Tak, doskonale znam uczucie bezsilności, zmęczenia i rozdrażnienia, wiem co to znaczy być tak wyprutym i zirytowanym, że każdy dźwięk powyżej standardów doprowadza do szału. Znam to bardzo dobrze - moje młodsze drze się od samego początku, spać nie umiało samo przez calusieńki rok swego życia i doprowadzało mnie do szału przy każdej najmniejszej okazji czyli jakieś sto razy dziennie. I wiecie co? Drze się co prawda dalej, ale teraz śpi sam, sam zasypia i to w swoim łóżeczku... I czasem mi żal, że już nie chce przy mnie i ze mną, mimo że pewnie szalałabym z irytacji, gdyby wciąż co noc nie chciał zasypiac inaczej niż wtulony we mnie. To był rok - aż rok, ale też tylko rok. Nawet nie wiem kiedy mi ten czas uciekł. Jedno mrugnięcie okiem i będą dorośli a nam pozostanie marzyć o wnukach 😉.

Słodkich snów Kochani... 
Pocokomumatka💗

piątek, 4 sierpnia 2017

Do blogerek hipokrytek

Wieczór , dzieci śpią , lampka wina w proporcji pół na pół z wodą gotowa do wypicia ;)... No to odpalamy Facebooka 😁 A co ! Zaczynam przeglądanie, w większości metodą scroll over 😅. Zatrzymuję się dłużej właściwie tylko na wpisach osób mi bliskich, recenzjach książek ulubionych autorów i ... ulubionych blogach 😁. Tak, zlinczujcie mnie, czytuję blogi. Ba! Na prawdę sprawia mi to przyjemność. W wielu przypadkach mogę się poidentyfikowac z tymi biednymi istotami po drugiej stronie ekranu. No dobra , może nie biednymi , bądźmy szczerzy , na blogu w dzisiejszych czasach wiele ludzi zarabia niemałe pieniądze. Nic mi od tego , praca jak każda inna.
Wracając do mojego przyjemnego wieczorka ... popijam łyczek tego czegoś co podobno wciąż można nazwać winem (powaga ! Grecy tak twierdzą , a ja im wierzę, to szczęśliwy naród jest 😉), czytam sobie jeden wpis , później kolejny , przeglądam instastory, fajnie jest. I nagle natrafiam na coś , przez co wino w lampce zaczyna mi się ze złości w ocet zmieniać - na hipokryzję. Nie zrozumcie mnie zle , to nie jest tak , że doszukuję się jej na sile. Właściwie w większości przypadków jej nawet nie dostrzegam lub jest mi ona zupełnie obojętna. Potrafię zrozumieć , ze prowadzenie bloga to sposób na zarabianie kasy. Ok, ja mam swoje korpo, Ty masz bloga. Promujesz produkty, otrzymujesz wynagrodzenie. Póki fajnie to sprzedajesz , ja to kupuje. Szlag zaczyna mnie trafiać dopiero w momencie , kiedy ktoś mi jawnie przed oczami wymachuje hasłami , w które sam nie wierzy.
Tak się składa , ze mamy tydzień karmienia piersią. Fajna inicjatywa , jestem za. Sama przeszłam długą drogę mleczną z moimi chłopakami , łatwe to nie było , płacz , łzy i frustracja , ale karmiłam , w drugim przypadku nawet się udało niespełna rok. Jestem z siebie dumna i każdej przyszłej mamie będę truć, że warto , bo taki jest fakt. Mogę promować akcję ;), bo ją czuję i popieram. Nie mogę jednak zrozumieć , jak może promować ją ktoś , kto jawnie przyznaje , że zrezygnował z karmienia dwukrotnie bo "tego nie czuje ". No cholera jasna ! Skoro nie czujesz to się nie wydurniaj. Na prawdę musisz, ABSOLUTNIE MUSISZ, brać udział w każdej akcji rozpowszechnionej po blogach parentingowych? Czy na prawdę nie wystarczy sama możliwość promowania pięknych buteleczek i mleka modyfikowanego? Nie jest to oczywiście jednostkowy przypadek. Kolejny raz na tapetę wychodzi mój ulubiony temat fotelikowy. Znowu piękny wpis na temat fotelików i tego , ze bezdyskusyjnie wożenie tyłem jest najbezpieczniejsze "ale" ... "ale ja swojego niemowlaka wożę przodem", bo tak. To po diabła cały ten wpis ? To po co to twierdzenie , że wiesz. Nie wiesz moja droga, bo gdybys wiedziała , to nigdy nie robiłabys na przekór. Bo gdybys zobaczyła dziecko po zderzeniu czołowym które jechało przodem , to do osiemnastki wozilabys je tyłem. Bo gdybys rozumiała, jakie konsekwencje nieść może za sobą karmienie mlekiem modyfikowanym to byś na rzęsach stanęła by karmić piersią.
Nie oszukujmy się , producenci mają nas w nosie. Wielkie koncerny nie obchodzi , czy nasze dzieci będą miały cukrzyce , będą otyłe , czy cokolwiek innego. Oni chcą sprzedać produkt , żeby zarobić. Za wszelka cenę będą wciskać z ekranu hasła o tym jakie ich mleko jest cudowne , ich kaszki i obiadki rewelacyjne a soczki super zdrowe. Tak nie jest , chroni nas tylko to, ze nad pewnymi sprawami piecze trzymają jeszcze inne instytucje. Bez tego już dawno mleko byłoby tylko białkiem z syropem glukozowo- fruktozowym a do obiadków i deserkow dodawano by masę cukru i glutaminian sodu. Gdy sobie to powiemy głośno i uświadomimy to łatwiej jest "poczuć " o co chodzi w akcji promującej karmienie piersią. Wtedy dopiero można zrozumieć, ze warto się starać, a nie poddać się na starcie i udawać "zwolenniczkę".
Ciekawi mnie tylko, czy takie blogerki - hipokrytki zdają sobie sprawę z tego , co właściwie robią? Przecież dla wielu dziewczyn , młodych niedoświadczonych matek , są swego rodzaju mentorkami. Jak takie czytelniczki mają odbierać ich przekaz ? Przecież jest zupełnie sprzeczny. Pokazuje tylko jak wiele zakłamania jest w tym, co próbuje przekazać tekst.
Mam jeden swój ulubiony blog , taki który zawsze świetnie mi się czyta , pewnie dlatego , ze z jego autorką wiele mnie łączy . Cóż , mniejsza już o to. Tym blogiem jest Bakusiowo. To takie miejsce, gdzie zawsze jest prawdziwie i szczerze. Malwina nie owija w bawełnę. Mogę się nie zgadzać z jej opinią (sorry , ale za fotelik mogłabym udusić 😉 ) ale nie mogę jej zarzucić sprzeczności w jej tekstach , a to dla mnie wystarczający dowód na szczerość. Jeśli ta dziewczyna mi pisze , że nie ma rwf bo uważa je za nową modę, to rozumiem , że tak właśnie myśli i ma do tego pełne prawo. Zgadzać się z nią nie muszę. Jeśli mi ktoś natomiast pisze , że wie, że tyłem bezpieczniej , ale... to sami wiecie , bo o "ale" już było ...
Tyle na temat hipokryzji. Musiałam to z siebie wyrzucić. Wiem , tekst ocieka jadem, ale jest prawdziwy i przekazuje to, co myślę. Mam nadzieję, że Ty czytelniku i Ty czytelniczko "poczujesz" o co mi chodzi.

Spokojnego
Po Co Komu Matka

Ponieważ poprzedni post fotelikowy wywołał falę krytyki i oburzenia (w sumie to całkiem spodziewanego), to tym razem kilka słów wyjaśnienia,...